Rozdział 3 – Początek Końca
Przynieśliśmy futra do myśliwego. Ten dał
nam obojgu po pięć srebrników, radząc byśmy
pomyśleli o koniach, zważywszy na to, że niedługo
będziemy musieli dużo podróżować. Kiedy to
odbębniliśmy, skierowaliśmy się do tawerny.
Było w niej całkiem sporo graczy. Wnętrze
wydawało się być przytulnym. Sufit znajdował tylko
trochę nade mną. Ludzie wyżsi ode mnie musieli się już
schylać przebywając tutaj. Stoły były zrobione z
drewna, tak samo jak ławy przy nich, tyle że te drugie
pokryto także futrami dla wygody. Na środku znajdowało
się ognisko w piecu kamiennym, nad którym smażyło
się mięso dzika. Na ścianach znajdowały się w
niektórych miejscach futra wilków. Naprzeciw
drzwi prowadzących na zewnątrz, znajdowała się lada i
za nią także kuchnia. Zdecydowaliśmy się zająć jedno
z miejsc przy ścianie.
Oberżysta chodził od stolika do stolika,
podając potrawy. My zamówiliśmy dwie pieczenie z
kurczaka za łącznie srebrnika. - Wciąż nie mogę
uwierzyć, że to była tak naprawdę dziewczyna. Chociaż,
kto wie. Pozazdrościć ci Nesti. Może jeszcze kiedyś ją
spotkamy. - Dalej zastanawiałem się, nad tym jak
dobierali graczy. Możliwe, że postarali się zaakceptować
dziesięć tysięcy kobiet i tak samo mężczyzn, aby
podział wynosił 50/50. To by było stosunkowo logiczne.
Nadaje to charakter prawdziwego świata.
Nestoe zwrócił na mnie swój
wzrok. - Zabawne trzeba przyznać. Może mam po prostu
naturalnego farta? Nie wiem. - Odpowiedział mi z
uśmiechem. Przewróciłem oczami, wracając do
rozglądania się. Przy stoliku opodal siedziała grupa
ludzi, zajmująca się jedzeniem jakiejś potrawki.
Wojownik z rasy ludzi gór, łucznik elf, kobieta
mistyk, oraz człowiek niebios jako lansjer. Prowadzili w
międzyczasie jakąś zajadłą rozmowę.
Po chwili przyszedł właściciel, podając
nam zamówione dania. Oderwałem jedną z kończyn
dawniej zapewne kury. - Intrygujące... jestem głodny
jak wilk. A to tak cudownie pachnie.- Powiedziałem
w stronę Nestiego. Wziąłem pierwszy kęs, myśląc czy
cokolwiek poczuję. Nagle odczułem istny plaskacz od moich
kubków smakowych. Smak był dosłownie identyczny,
jak nie lepszy od jakiejkolwiek pieczeni, jaką
kiedykolwiek jadłem w prawdziwym życiu. - O
mój boże... -
Usłyszałem mojego towarzysza, który wyglądał,
jakby odczuł to co ja. Poczułem się jak w niebie.
Po
dwudziestu minutach, gdy oba nasze dania zostały już
zabrane, my wróciliśmy do rozmowy. - Ciekawe
jak wyglądają inne miasta początku. O ile istnieją... a
raczej muszą. -
Zdecydowanie byłem zainteresowany tym, bo chciałem poznać
wielkość tego świata. - Prędzej czy później
się o tym na pewno przekonamy. Swoją drogą... zauważyłem
coś dziwnego. Kiedy rozmawiałem z tą elfką,
powiedziała, że jest z Holandii... I mówiła po
Pol... -
Nestoe się
zaciął. Tak samo ja otworzyłem szeroko oczy. - My
nie mówimy po Polsku! Nie wiem co to za dialekt, ale
znam go tak dobrze jak Polski...
- Oboje spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni. Nawet nie
zauważyliśmy, że używamy w praktyce, obcego nam języka.
Wpadłem na pomysł. - Konsola. Otwórz
zakładkę. Poradnik.
- Po wywołaniu komendy ujrzałem stronę oficjalną z
poradami dla graczy. Zacząłem szukać w spisie treści
zakładkę o nazwie „Język” lub coś podobnego. Nagle
zauważyłem. „Język Narodowy”.
Po
kliknięciu hiperłącza, poradnik przewinął się do
około połowy. - Z tego co tu piszą, Game
Development Company, stworzyło język uniwersalny którego
używamy automatycznie po wejściu do gry. To pozwala
graczom na komunikację między sobą, nieważne skąd się
pochodzi. Więc to jest coś now...
-
W tej chwili wszystkie rozmowy ucichły.
Przed każdym ukazało się okienko z napisem „Wiadomość
od administracji.”. Część ludzi zaczęła szeptać i
pytać się innych o co może chodzić. Nagle plik wideo
odpalił się. Pojawił się twórca gry, którego
część graczy rozpoznała.
- Witajcie
użytkownicy Diverion Online. Jestem założycielem tej
gry, jak i twórcą hełmów wirtualnej
rzeczywistości „MANY”. Ta wiadomość ma na celu
ostrzeżenie was. Świat Diverion, jest waszym nowym domem.
Nikt się nie przesłyszał. Od chwili ukazania się pliku
video, z waszych konsol została usunięta opcja
wylogowania się. Permanentnie. Teraz, zostaliście
mieszkańcami tej krainy, aż ktoś z was nie ukończy
ostatniego zadania, jakie uzyskuje się na sto
pięćdziesiątym poziomie. Jeszcze jedna kwestia. Kto
umrze w świecie gry, umrze naprawdę. Hełm „MANY” po
waszej śmierci doprowadzi do zwarcia, które
zatrzyma wasze akcje serca i dodatkowo zniszczy mózg.
Od tej chwili 18 549 graczy, ma za zadanie ukończyć grę,
nie mogąc umrzeć. Nie traktujcie tego jako kary. Raczej
jako nagrodę. Hełmy pozwolą waszym ciałom na
utrzymanie funkcji życiowych przez cały wasz pobyt w
grze, przy okazji utrzymując metabolizm ciała na niskim
poziomie. Wmontowana bateria zapewni wam bezpieczeństwo do
miesiąca w wypadku awarii prądu, lecz próba
ściągnięcia hełmu z głowy przez osoby trzecie
poskutkuje śmiercią. Raz do roku będziecie mieli
możliwość skontaktowania się z rodziną za pomocą
specjalnego przedmiotu, który otrzymacie w
sylwestra. O północy, przedmiot zniknie, aż do
następnego roku, o ile nie skończycie gry wcześniej.
Wszystkim zostaje przywrócony ich prawdziwy wygląd.
Powodzenia. - Serce
każdego gracza Diverion Online, w tej chwili zamarło.
Wszyscy patrzyli w pustą przestrzeń, która
jeszcze przed chwilą była wypełniona wiadomością.
Nagle dotarły do mnie te słowa. Spojrzałem na Nestiego.
Naokoło słyszałem rozpaczliwe okrzyki w stylu „Konsola
– Wyloguj!”, które nic nie dawały.
Wstałem
szybko, i złapałem mojego towarzysza za ramię. Jego
wygląd tak jak było powiedziane, został przywrócony
do naturalnego. Wiedziałem, że to samo stało się ze
mną. Pociągnąłem go za ramię, prowadząc do wyjścia.
Nie stawiał żadnego oporu. Wyszliśmy przed tawernę.
Odwróciłem się w jego stronę, szybko uderzając
go otwartą dłonią po twarzy. Ocknął się z otępienia.
Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. - Ale...
jak to... nie ma..? -
Głos mu się załamywał. Czułem to samo co on, ale nie
mieliśmy teraz czasu na użalanie się, pomimo, że
najchętniej bym usiadł i się rozpłakał. -
Tak to kurwa. Skoro nie ma wyjścia, to musimy tu przeżyć.
Zorganizujmy grupę. To jest prawdopodobnie nasza jedyna
szansa na przetrwanie. Potrzebujemy uzdrowiciela i
łucznika. Rozglądnij się za tym drugim.
- Tylko tak mogliśmy uratować się.
Samotnie za
dużo nie wskóramy, ze względu na naszą niewiedzę
w działaniu systemu gry. Widziałem jak dziesiątki ludzi
biegają na około, część bez celu, część szukając
kogoś/czegoś. Tak jak sądziłem, połowa graczy, to były
dziewczyny. Ujrzałem kogoś opierającego się o ścianę
jednego z domów, chowając twarz w dłoniach i się
trzęsąc. Była to uzdrowicielka. Nie chciałem być
wredny i to wykorzystać, ale pomóc musiałem. -
Spotkamy się obok myśliwego.-
Ruszyłem
szybki krokiem w stronę dziewczyny. Gdy znalazłem się
obok niej, położyłem rękę na jej ramieniu. Wyglądała
na młodszą ode mnie o około rok. Podniosła wzrok na
mnie znad swoich dłoni. Uśmiechnąłem się do niej,
starając się nie ukazywać strachu. - Nie ma co
się martwić... wszystko będzie dobrze.
- Mówiłem jak najłagodniejszym głosem. Była ode
mnie odrobinę niższa. Miała długie kasztanowe włosy,
rozpuszczone po jej plecach. Sięgały jej pasa. Oczy były
w odcieniu lekkiej zieleni. Rysy twarzy były łagodne,
nadający jej przyjazny wyraz twarzy. Nagle wtuliła się
we mnie, ściskając mocno. - Boję się. -
Wyszlochała, między spazmami płaczu. - Każdy
się boi. Najważniejszym jest to, że trzeba trzymać się
razem i walczyć o przetrwanie.
- Odpowiedziałem jej, zachowując łagodność tonu.
Otoczyłem
ją delikatnie ramionami, pozwalając jej się wtulić.
Rozumiałem idealnie jej uczucia. Były takie same, jak
prawie wszystkich. Jakby nie patrzeć, zostaliśmy
postawieni przed pytaniem, czy chcemy umrzeć z miejsca,
czy zaryzykować walkę o przetrwanie. Staliśmy tak przez
dobre cztery minuty, nim przestała płakać. Odsunęła
się delikatnie ode mnie i znów odezwała. -
Czy... możesz mi obiecać, że będę bezpieczna..? -
Zesztywniałem. Nie chciałem jej obiecywać czegoś
takiego. Nie umiałbym wybaczyć sobie, gdyby stała jej
się jakakolwiek krzywda. - Niestety nie. Ale
mogę ci obiecać, że postaram ci się zapewnić jak
najlepszą ochronę. -
Postarałem się opanować głos, wiedząc, że mógłbym
zdradzić wątpliwość co do mojej wypowiedzi. -
Sądzę, że tyle powinno mi wystarczyć. Dziękuje ci...
bardzo. -
Odpowiedziała już spokojniejszym głosem.
Otworzyłem
konsolę i dodałem ją do drużyny. Gdy tylko
zaakceptowała, spojrzałem na jej imię. Nazywała się
Lotty. - Musimy się ruszać. Mój znajomy
pewnie już czeka. -
Po tych słowach złapałem ją za rękę i ruszyliśmy w
stronę myśliwego. Szła za mną posłusznie, ściskając
moją dłoń.
W końcu
udało nam się przebić przez tłok ludzi biegających bez
celu. Nesti już stał obok Geroma, wraz z jakimś
chłopakiem z łukiem. Nim ktokolwiek zdołał się
odezwać, dodałem obcego do drużyny. - Dobra,
musimy zakupić konie i ruszać w trasę. Im szybciej
dostaniemy doładowanie doświadczenia, tym lepiej dla
nas.- Po tych słowach,
dalej trzymając Lotty za rękę, poprowadziłem ich do
stajni. Usłyszałem za sobą jeszcze okrzyk myśliwego w
naszą stronę. - Powodzenia Wulfery! Bądź
ostrożny. -
Odwróciłem głowę w jego stronę i uśmiechnąłem
się słabo.
Nesti
nadgonił za mną. - Wulfy... chciałem cię
przeprosić za tamtą chwilę słabości. Ten łucznik
nazywa się Alaus. Wydaje się być ogarniętą osobą, ale
nie mam do tego pewności.
- Nie miałem czasu teraz przyglądać się dodatkowej
osobie w drużynie. O jego użyteczności zadecyduje to jak
walczy. - Zobaczymy jak się sprawi. Nie mamy
teraz na to czasu. -
Gdy skończyłem mówić, ukazała się tuż przed
nami stajnia.
Nikogo
oprócz nas i stajennego przy niej nie było. -
Możliwe, że nikt inny o tym jeszcze nie
pomyślał... chociaż wątpię w to. -
Wymamrotałem do siebie. Podszedłem do sprzedawcy,
rozglądając się niepewnie. - Witaj... czy masz
może cztery konie na zbyciu dla mnie i moich przyjaciół?
- NPC odwrócił
się w moją stronę. Przyjrzał się nam, po czym wszedł
w głąb stajni. Wrócił z czterema końmi, już
osiodłanymi. Wszystkie były maści kasztanowej. -
Piętnaście srebrników. -
Po tych słowach wyciągnął rękę w moją stronę.
Wiedziałem, że mam akurat tyle, więc aby nie marnować
czasu, oddałem mu swój majątek. Później co
najwyżej się upomnę o zadość uczynienie od towarzyszy.
Stajenny
oddał mi kontrolę nad końmi, wracając do swojego
wcześniejszego zajęcia, czyli opierania się o ścianę
stajni i przysypiania. Szybko przypisałem odpowiednie
zwierze do każdego członka drużyny. - Nie
czekajmy. Na konie i w drogę. -
Po tych słowach, pomogłem Lotty siąść na koniu. Ze
względu na to, że była odziana w płaszcz i suknię,
usiadła bokiem. Reszta z nas rozsiadła się na koniach w
normalnej pozycji. Gdy już wszyscy byli gotowi, złapałem
za wodze i pokierowałem konia do bramy prowadzącej poza
miasto.
-
Musimy oddalić się od miasta i wyszukać potwory które
zapewnią nam jakikolwiek przychód doświadczenia i
pieniędzy. Prędzej czy później, reszta też się
o tym zorientuje i wtedy możemy liczyć na olbrzymi
problem, ze znajdowaniem odpowiednich lokacji. Miejmy tylko
nadzieję, że nie spotkamy żadnych „Player Killerów”.
Ludzie z natury robią złe rzeczy. Bądźcie ostrożnie z
tym komu ufacie. -
Byłem pewien, że społeczeństwo zacznie się kiedyś
przełamywać. Na początku zapanuje chaos. W miastach jest
włączona ochrona gracza, ale już poza, każdy może
zostać zaatakowany przez jakiegoś kretyna, albo całą
grupę bandytów.
Byliśmy
już całkiem daleko od miasta początku. Las mimo
wszystko trwał nieprzerwanie. Ujrzałem po lewej grupę
leśnych driad. Ściągnąłem wodze, zatrzymując konia.
Zeskoczyłem z konia i podszedłem pomóc Lotty.
Następnie znów zwróciłem głowę w stronę
grupy potworów. - Ty... Alaus tak? Dasz
radę trafić jedną z nich z takiej odległości? -
Zapytałem się łucznika, rozmyślając nad skryptami
ataku driad.
Chłopak
wyglądał na trochę starszego od nas. Był brunetem, z
delikatnym zarostem na twarzy. Jego oczy były w odcieniu
zieleni. Był mniej barczysty od Nestiego, ale bardziej ode
mnie. Mimo wszystko, był ode mnie niższy o pięć
centymetrów, z czego ja mierzyłem bez zmian postaci
175 cm.- Bez problemu. Będzie ze sto metrów.
- Po tych słowach
zdjął łuk z ramion i wyciągnął strzałę z kołczanu,
nakładając ją na cięciwę. Naciągnął ją do granic
możliwości, strzałę przytrzymując kciukiem i palcem
wskazującym na końcu, tuż przy lotce. Po pięciu
sekundach, strzała wyleciała z wielką siłą i głośnym
świstem. Widziałem jak podróżuje całą drogę,
aż dotarła do celu, trafiając driadę w ramię. Ta
odwróciła się w naszą stronę i wywołując całą
salwę czarów rzuciła się na nas.
Rzuciłem
się przed Lotty, ustawiając topór w pozycji bloku,
tak samo jak Nesti, stając przed Alausem. Driada mknęła
kierując się do nas, nie przerywając rzucania czarów.
Nasze bronie blokowały zielone pociski energii, próbujące
przedostać się do naszych ciał. Gdy przeciwnik znalazł
się parę metrów przed nami, wykonałem szybki
zamach toporem z lewej, a Nesti pchnięcie mieczem. Driada
w międzyczasie przywołała dzika, który
zmaterializował się obok niej. Mój atak
zablokowała umiejętnością, a pchniecie Nestiego przyjął
na siebie dzik, wybijając się na trasę lotu miecza. Nad
ramieniem drugiego berserkera wyleciała kolejna strzała,
trafiając potwora w szyję.
Jej
współczynnik życia spadł do pięćdziesięciu
procent. W tej chwili, driada zwróciła się
gwałtownie w moją stronę, wykonując zamaszysty atak
pazurami znajdującymi się na jej dłoniach. Całe jej
ciało było stworzone z drewna. Zamiast włosów,
posiadała liście opadające za jej ramiona. Nim zdążyłem
zareagować, jej pazury przebiły mój pancerz,
zostawiając rozciągłą płytką ranę. Odczułem ból
w miejscu zranienia. Nie przejmując się tym specjalnie,
wziąłem szybki zamach toporem. Driada próbując
uniknąć ataku, nadziała się na miecz Nestiego, który
przed chwilą ponownie wystrzelił przed siebie. Nie mogąc
się poruszyć, istota spojrzała tylko na nadciągający
topór. Gdy ten zagłębił się w jej ciele,
zamarła, po czym zdematerializowała się. Przez jej atak
utraciłem koło dziesięciu procent. Samemu miał bym o
wiele większy problem z walką. To było oczywiste.
Spojrzałem w stronę Lotty z uśmiechem. -
Jeżeli możesz, dałoby radę załatać tą ranę? -
Zapytałem wskazując na swoją pierś. Rana krwawiła,
lekko zalewając moją kolczugę. Gdy tylko dziewczyna
zabrała się za używanie umiejętności leczniczej,
zarówno rana jak i zbroja zaczęły się zasklepiać.
Minęło
już parę godzin, od kiedy gracze dowiedzieli się, że ta
kraina jest ich nowym światem. Ze statystyk wynikało, że
już ponad pięćset graczy umarło. O ile to, co mówił
administrator jest prawdą. Księżyc znajdował się
gdzieś na tafli nieba. Gdyby nie ogień, oświetlający
okolicę, zapewne byłbym w stanie ujrzeć miliardy gwiazd.
Miałem pilnować, aby ognisko nie zgasło i stać na
warcie, na wypadek, gdyby ktoś chciał się na nas
zakraść. Niedaleko naszego obozowiska, strumień rozbijał
się o jakąś przeszkodę. Naokoło dało się od czasu do
czasu słyszeć pohukiwanie sowy. Przynajmniej miałem czas
by to wszystko przemyśleć. Powoli do mnie docierało, to
co się stało. Wiedziałem, że możemy być tu zamknięci
przez bardzo długi czas. Jak dotychczas udało nam się
wszystkim uzyskać trzeci poziom. Jak na sto pięćdziesiąt,
to jest naprawdę niewiele. Im wyższy poziom, tym więcej
będzie wymagane doświadczenia. Pomimo, że potwory
zagrożenia na razie nie stanowiły, im dłużej tu
będziemy się znajdować, tym będzie gorzej. Mogę liczyć
tylko na to, że uda mi się dołączyć do jakiejś sporej
gildii. Z nimi, będę miał szansę przeżyć przez
dłuższy czas, albo właśnie na odwrót. Szybciej
umrzeć.
Zacząłem myśleć, o tym co pozostawiłem
po sobie w prawdziwym świecie. Rodziców i paru
kolegów. Nieposprzątany pokój i możliwe, że
zapalone światło w jadalni. Zabawne. Pomimo że zostałem
od tego wszystkiego odseparowany, nie odczuwam wielkiego
żalu. Rodzina się nigdy mną specjalnie nie przejmowała.
Bardziej robili to znajomi, z którymi grałem całymi
dniami. Wszyscy byli wiecznie zajęci w moim domu, więc
musiałem się nauczyć, jak żyć samemu.
Czyżby Diverion Online, miał być dla mnie
nową szansą? Szansą na nowe życie? Na poprawienie
swoich błędów? Przecież, zmieniłem się, a był
to zaledwie jeden dzień. Z nieporadnego dziecka, musiałem
stać się odpowiedzialny. Muszę podejmować, często
niełatwe decyzje. To ja obiecałem Lotty, że postaram się
ją ochronić. Ten świat jest niebezpieczny, ale pozwala
mi odkryć w sobie tę stronę, o której zawsze
marzyłem.
Usłyszałem
delikatny szelest. Spojrzałem w stronę dźwięku. To
tylko Lotty. Dziewczyna uniosła się na łokciu,
spoglądając na mnie zaspanymi oczyma. - Śpij.
Czuwam nad wami. -
Uśmiechnęła się z wdzięcznością, po czym znów
się położyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz