niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 3 - Początek końca

    Rozdział 3 – Początek Końca
    Przynieśliśmy futra do myśliwego. Ten dał nam obojgu po pięć srebrników, radząc byśmy pomyśleli o koniach, zważywszy na to, że niedługo będziemy musieli dużo podróżować. Kiedy to odbębniliśmy, skierowaliśmy się do tawerny.
    Było w niej całkiem sporo graczy. Wnętrze wydawało się być przytulnym. Sufit znajdował tylko trochę nade mną. Ludzie wyżsi ode mnie musieli się już schylać przebywając tutaj. Stoły były zrobione z drewna, tak samo jak ławy przy nich, tyle że te drugie pokryto także futrami dla wygody. Na środku znajdowało się ognisko w piecu kamiennym, nad którym smażyło się mięso dzika. Na ścianach znajdowały się w niektórych miejscach futra wilków. Naprzeciw drzwi prowadzących na zewnątrz, znajdowała się lada i za nią także kuchnia. Zdecydowaliśmy się zająć jedno z miejsc przy ścianie.
    Oberżysta chodził od stolika do stolika, podając potrawy. My zamówiliśmy dwie pieczenie z kurczaka za łącznie srebrnika. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to była tak naprawdę dziewczyna. Chociaż, kto wie. Pozazdrościć ci Nesti. Może jeszcze kiedyś ją spotkamy. - Dalej zastanawiałem się, nad tym jak dobierali graczy. Możliwe, że postarali się zaakceptować dziesięć tysięcy kobiet i tak samo mężczyzn, aby podział wynosił 50/50. To by było stosunkowo logiczne. Nadaje to charakter prawdziwego świata.
    Nestoe zwrócił na mnie swój wzrok. - Zabawne trzeba przyznać. Może mam po prostu naturalnego farta? Nie wiem. - Odpowiedział mi z uśmiechem. Przewróciłem oczami, wracając do rozglądania się. Przy stoliku opodal siedziała grupa ludzi, zajmująca się jedzeniem jakiejś potrawki. Wojownik z rasy ludzi gór, łucznik elf, kobieta mistyk, oraz człowiek niebios jako lansjer. Prowadzili w międzyczasie jakąś zajadłą rozmowę.
    Po chwili przyszedł właściciel, podając nam zamówione dania. Oderwałem jedną z kończyn dawniej zapewne kury. - Intrygujące... jestem głodny jak wilk. A to tak cudownie pachnie.- Powiedziałem w stronę Nestiego. Wziąłem pierwszy kęs, myśląc czy cokolwiek poczuję. Nagle odczułem istny plaskacz od moich kubków smakowych. Smak był dosłownie identyczny, jak nie lepszy od jakiejkolwiek pieczeni, jaką kiedykolwiek jadłem w prawdziwym życiu. - O mój boże... - Usłyszałem mojego towarzysza, który wyglądał, jakby odczuł to co ja. Poczułem się jak w niebie.
    Po dwudziestu minutach, gdy oba nasze dania zostały już zabrane, my wróciliśmy do rozmowy. - Ciekawe jak wyglądają inne miasta początku. O ile istnieją... a raczej muszą. - Zdecydowanie byłem zainteresowany tym, bo chciałem poznać wielkość tego świata. - Prędzej czy później się o tym na pewno przekonamy. Swoją drogą... zauważyłem coś dziwnego. Kiedy rozmawiałem z tą elfką, powiedziała, że jest z Holandii... I mówiła po Pol... -
    Nestoe się zaciął. Tak samo ja otworzyłem szeroko oczy. - My nie mówimy po Polsku! Nie wiem co to za dialekt, ale znam go tak dobrze jak Polski... - Oboje spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni. Nawet nie zauważyliśmy, że używamy w praktyce, obcego nam języka. Wpadłem na pomysł. - Konsola. Otwórz zakładkę. Poradnik. - Po wywołaniu komendy ujrzałem stronę oficjalną z poradami dla graczy. Zacząłem szukać w spisie treści zakładkę o nazwie „Język” lub coś podobnego. Nagle zauważyłem. „Język Narodowy”.
    Po kliknięciu hiperłącza, poradnik przewinął się do około połowy. - Z tego co tu piszą, Game Development Company, stworzyło język uniwersalny którego używamy automatycznie po wejściu do gry. To pozwala graczom na komunikację między sobą, nieważne skąd się pochodzi. Więc to jest coś now... -
    W tej chwili wszystkie rozmowy ucichły. Przed każdym ukazało się okienko z napisem „Wiadomość od administracji.”. Część ludzi zaczęła szeptać i pytać się innych o co może chodzić. Nagle plik wideo odpalił się. Pojawił się twórca gry, którego część graczy rozpoznała.
    - Witajcie użytkownicy Diverion Online. Jestem założycielem tej gry, jak i twórcą hełmów wirtualnej rzeczywistości „MANY”. Ta wiadomość ma na celu ostrzeżenie was. Świat Diverion, jest waszym nowym domem. Nikt się nie przesłyszał. Od chwili ukazania się pliku video, z waszych konsol została usunięta opcja wylogowania się. Permanentnie. Teraz, zostaliście mieszkańcami tej krainy, aż ktoś z was nie ukończy ostatniego zadania, jakie uzyskuje się na sto pięćdziesiątym poziomie. Jeszcze jedna kwestia. Kto umrze w świecie gry, umrze naprawdę. Hełm „MANY” po waszej śmierci doprowadzi do zwarcia, które zatrzyma wasze akcje serca i dodatkowo zniszczy mózg. Od tej chwili 18 549 graczy, ma za zadanie ukończyć grę, nie mogąc umrzeć. Nie traktujcie tego jako kary. Raczej jako nagrodę. Hełmy pozwolą waszym ciałom na utrzymanie funkcji życiowych przez cały wasz pobyt w grze, przy okazji utrzymując metabolizm ciała na niskim poziomie. Wmontowana bateria zapewni wam bezpieczeństwo do miesiąca w wypadku awarii prądu, lecz próba ściągnięcia hełmu z głowy przez osoby trzecie poskutkuje śmiercią. Raz do roku będziecie mieli możliwość skontaktowania się z rodziną za pomocą specjalnego przedmiotu, który otrzymacie w sylwestra. O północy, przedmiot zniknie, aż do następnego roku, o ile nie skończycie gry wcześniej. Wszystkim zostaje przywrócony ich prawdziwy wygląd. Powodzenia. - Serce każdego gracza Diverion Online, w tej chwili zamarło.
    Wszyscy patrzyli w pustą przestrzeń, która jeszcze przed chwilą była wypełniona wiadomością. Nagle dotarły do mnie te słowa. Spojrzałem na Nestiego. Naokoło słyszałem rozpaczliwe okrzyki w stylu „Konsola – Wyloguj!”, które nic nie dawały.
    Wstałem szybko, i złapałem mojego towarzysza za ramię. Jego wygląd tak jak było powiedziane, został przywrócony do naturalnego. Wiedziałem, że to samo stało się ze mną. Pociągnąłem go za ramię, prowadząc do wyjścia. Nie stawiał żadnego oporu. Wyszliśmy przed tawernę. Odwróciłem się w jego stronę, szybko uderzając go otwartą dłonią po twarzy. Ocknął się z otępienia. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. - Ale... jak to... nie ma..? - Głos mu się załamywał. Czułem to samo co on, ale nie mieliśmy teraz czasu na użalanie się, pomimo, że najchętniej bym usiadł i się rozpłakał. - Tak to kurwa. Skoro nie ma wyjścia, to musimy tu przeżyć. Zorganizujmy grupę. To jest prawdopodobnie nasza jedyna szansa na przetrwanie. Potrzebujemy uzdrowiciela i łucznika. Rozglądnij się za tym drugim. - Tylko tak mogliśmy uratować się.
    Samotnie za dużo nie wskóramy, ze względu na naszą niewiedzę w działaniu systemu gry. Widziałem jak dziesiątki ludzi biegają na około, część bez celu, część szukając kogoś/czegoś. Tak jak sądziłem, połowa graczy, to były dziewczyny. Ujrzałem kogoś opierającego się o ścianę jednego z domów, chowając twarz w dłoniach i się trzęsąc. Była to uzdrowicielka. Nie chciałem być wredny i to wykorzystać, ale pomóc musiałem. - Spotkamy się obok myśliwego.-
    Ruszyłem szybki krokiem w stronę dziewczyny. Gdy znalazłem się obok niej, położyłem rękę na jej ramieniu. Wyglądała na młodszą ode mnie o około rok. Podniosła wzrok na mnie znad swoich dłoni. Uśmiechnąłem się do niej, starając się nie ukazywać strachu. - Nie ma co się martwić... wszystko będzie dobrze. - Mówiłem jak najłagodniejszym głosem. Była ode mnie odrobinę niższa. Miała długie kasztanowe włosy, rozpuszczone po jej plecach. Sięgały jej pasa. Oczy były w odcieniu lekkiej zieleni. Rysy twarzy były łagodne, nadający jej przyjazny wyraz twarzy. Nagle wtuliła się we mnie, ściskając mocno. - Boję się. - Wyszlochała, między spazmami płaczu. - Każdy się boi. Najważniejszym jest to, że trzeba trzymać się razem i walczyć o przetrwanie. - Odpowiedziałem jej, zachowując łagodność tonu.
    Otoczyłem ją delikatnie ramionami, pozwalając jej się wtulić. Rozumiałem idealnie jej uczucia. Były takie same, jak prawie wszystkich. Jakby nie patrzeć, zostaliśmy postawieni przed pytaniem, czy chcemy umrzeć z miejsca, czy zaryzykować walkę o przetrwanie. Staliśmy tak przez dobre cztery minuty, nim przestała płakać. Odsunęła się delikatnie ode mnie i znów odezwała. - Czy... możesz mi obiecać, że będę bezpieczna..? - Zesztywniałem. Nie chciałem jej obiecywać czegoś takiego. Nie umiałbym wybaczyć sobie, gdyby stała jej się jakakolwiek krzywda. - Niestety nie. Ale mogę ci obiecać, że postaram ci się zapewnić jak najlepszą ochronę. - Postarałem się opanować głos, wiedząc, że mógłbym zdradzić wątpliwość co do mojej wypowiedzi. - Sądzę, że tyle powinno mi wystarczyć. Dziękuje ci... bardzo. - Odpowiedziała już spokojniejszym głosem.
    Otworzyłem konsolę i dodałem ją do drużyny. Gdy tylko zaakceptowała, spojrzałem na jej imię. Nazywała się Lotty. - Musimy się ruszać. Mój znajomy pewnie już czeka. - Po tych słowach złapałem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę myśliwego. Szła za mną posłusznie, ściskając moją dłoń.
    W końcu udało nam się przebić przez tłok ludzi biegających bez celu. Nesti już stał obok Geroma, wraz z jakimś chłopakiem z łukiem. Nim ktokolwiek zdołał się odezwać, dodałem obcego do drużyny. - Dobra, musimy zakupić konie i ruszać w trasę. Im szybciej dostaniemy doładowanie doświadczenia, tym lepiej dla nas.- Po tych słowach, dalej trzymając Lotty za rękę, poprowadziłem ich do stajni. Usłyszałem za sobą jeszcze okrzyk myśliwego w naszą stronę. - Powodzenia Wulfery! Bądź ostrożny. - Odwróciłem głowę w jego stronę i uśmiechnąłem się słabo.
    Nesti nadgonił za mną. - Wulfy... chciałem cię przeprosić za tamtą chwilę słabości. Ten łucznik nazywa się Alaus. Wydaje się być ogarniętą osobą, ale nie mam do tego pewności. - Nie miałem czasu teraz przyglądać się dodatkowej osobie w drużynie. O jego użyteczności zadecyduje to jak walczy. - Zobaczymy jak się sprawi. Nie mamy teraz na to czasu. - Gdy skończyłem mówić, ukazała się tuż przed nami stajnia.
    Nikogo oprócz nas i stajennego przy niej nie było. - Możliwe, że nikt inny o tym jeszcze nie pomyślał... chociaż wątpię w to. - Wymamrotałem do siebie. Podszedłem do sprzedawcy, rozglądając się niepewnie. - Witaj... czy masz może cztery konie na zbyciu dla mnie i moich przyjaciół? - NPC odwrócił się w moją stronę. Przyjrzał się nam, po czym wszedł w głąb stajni. Wrócił z czterema końmi, już osiodłanymi. Wszystkie były maści kasztanowej. - Piętnaście srebrników. - Po tych słowach wyciągnął rękę w moją stronę. Wiedziałem, że mam akurat tyle, więc aby nie marnować czasu, oddałem mu swój majątek. Później co najwyżej się upomnę o zadość uczynienie od towarzyszy.
    Stajenny oddał mi kontrolę nad końmi, wracając do swojego wcześniejszego zajęcia, czyli opierania się o ścianę stajni i przysypiania. Szybko przypisałem odpowiednie zwierze do każdego członka drużyny. - Nie czekajmy. Na konie i w drogę. - Po tych słowach, pomogłem Lotty siąść na koniu. Ze względu na to, że była odziana w płaszcz i suknię, usiadła bokiem. Reszta z nas rozsiadła się na koniach w normalnej pozycji. Gdy już wszyscy byli gotowi, złapałem za wodze i pokierowałem konia do bramy prowadzącej poza miasto.
    - Musimy oddalić się od miasta i wyszukać potwory które zapewnią nam jakikolwiek przychód doświadczenia i pieniędzy. Prędzej czy później, reszta też się o tym zorientuje i wtedy możemy liczyć na olbrzymi problem, ze znajdowaniem odpowiednich lokacji. Miejmy tylko nadzieję, że nie spotkamy żadnych „Player Killerów”. Ludzie z natury robią złe rzeczy. Bądźcie ostrożnie z tym komu ufacie. - Byłem pewien, że społeczeństwo zacznie się kiedyś przełamywać. Na początku zapanuje chaos. W miastach jest włączona ochrona gracza, ale już poza, każdy może zostać zaatakowany przez jakiegoś kretyna, albo całą grupę bandytów.
    Byliśmy już całkiem daleko od miasta początku. Las mimo wszystko trwał nieprzerwanie. Ujrzałem po lewej grupę leśnych driad. Ściągnąłem wodze, zatrzymując konia. Zeskoczyłem z konia i podszedłem pomóc Lotty. Następnie znów zwróciłem głowę w stronę grupy potworów. - Ty... Alaus tak? Dasz radę trafić jedną z nich z takiej odległości? - Zapytałem się łucznika, rozmyślając nad skryptami ataku driad.
    Chłopak wyglądał na trochę starszego od nas. Był brunetem, z delikatnym zarostem na twarzy. Jego oczy były w odcieniu zieleni. Był mniej barczysty od Nestiego, ale bardziej ode mnie. Mimo wszystko, był ode mnie niższy o pięć centymetrów, z czego ja mierzyłem bez zmian postaci 175 cm.- Bez problemu. Będzie ze sto metrów. - Po tych słowach zdjął łuk z ramion i wyciągnął strzałę z kołczanu, nakładając ją na cięciwę. Naciągnął ją do granic możliwości, strzałę przytrzymując kciukiem i palcem wskazującym na końcu, tuż przy lotce. Po pięciu sekundach, strzała wyleciała z wielką siłą i głośnym świstem. Widziałem jak podróżuje całą drogę, aż dotarła do celu, trafiając driadę w ramię. Ta odwróciła się w naszą stronę i wywołując całą salwę czarów rzuciła się na nas.
    Rzuciłem się przed Lotty, ustawiając topór w pozycji bloku, tak samo jak Nesti, stając przed Alausem. Driada mknęła kierując się do nas, nie przerywając rzucania czarów. Nasze bronie blokowały zielone pociski energii, próbujące przedostać się do naszych ciał. Gdy przeciwnik znalazł się parę metrów przed nami, wykonałem szybki zamach toporem z lewej, a Nesti pchnięcie mieczem. Driada w międzyczasie przywołała dzika, który zmaterializował się obok niej. Mój atak zablokowała umiejętnością, a pchniecie Nestiego przyjął na siebie dzik, wybijając się na trasę lotu miecza. Nad ramieniem drugiego berserkera wyleciała kolejna strzała, trafiając potwora w szyję.
    Jej współczynnik życia spadł do pięćdziesięciu procent. W tej chwili, driada zwróciła się gwałtownie w moją stronę, wykonując zamaszysty atak pazurami znajdującymi się na jej dłoniach. Całe jej ciało było stworzone z drewna. Zamiast włosów, posiadała liście opadające za jej ramiona. Nim zdążyłem zareagować, jej pazury przebiły mój pancerz, zostawiając rozciągłą płytką ranę. Odczułem ból w miejscu zranienia. Nie przejmując się tym specjalnie, wziąłem szybki zamach toporem. Driada próbując uniknąć ataku, nadziała się na miecz Nestiego, który przed chwilą ponownie wystrzelił przed siebie. Nie mogąc się poruszyć, istota spojrzała tylko na nadciągający topór. Gdy ten zagłębił się w jej ciele, zamarła, po czym zdematerializowała się. Przez jej atak utraciłem koło dziesięciu procent. Samemu miał bym o wiele większy problem z walką. To było oczywiste. Spojrzałem w stronę Lotty z uśmiechem. - Jeżeli możesz, dałoby radę załatać tą ranę? - Zapytałem wskazując na swoją pierś. Rana krwawiła, lekko zalewając moją kolczugę. Gdy tylko dziewczyna zabrała się za używanie umiejętności leczniczej, zarówno rana jak i zbroja zaczęły się zasklepiać.
    Minęło już parę godzin, od kiedy gracze dowiedzieli się, że ta kraina jest ich nowym światem. Ze statystyk wynikało, że już ponad pięćset graczy umarło. O ile to, co mówił administrator jest prawdą. Księżyc znajdował się gdzieś na tafli nieba. Gdyby nie ogień, oświetlający okolicę, zapewne byłbym w stanie ujrzeć miliardy gwiazd. Miałem pilnować, aby ognisko nie zgasło i stać na warcie, na wypadek, gdyby ktoś chciał się na nas zakraść. Niedaleko naszego obozowiska, strumień rozbijał się o jakąś przeszkodę. Naokoło dało się od czasu do czasu słyszeć pohukiwanie sowy. Przynajmniej miałem czas by to wszystko przemyśleć. Powoli do mnie docierało, to co się stało. Wiedziałem, że możemy być tu zamknięci przez bardzo długi czas. Jak dotychczas udało nam się wszystkim uzyskać trzeci poziom. Jak na sto pięćdziesiąt, to jest naprawdę niewiele. Im wyższy poziom, tym więcej będzie wymagane doświadczenia. Pomimo, że potwory zagrożenia na razie nie stanowiły, im dłużej tu będziemy się znajdować, tym będzie gorzej. Mogę liczyć tylko na to, że uda mi się dołączyć do jakiejś sporej gildii. Z nimi, będę miał szansę przeżyć przez dłuższy czas, albo właśnie na odwrót. Szybciej umrzeć.
    Zacząłem myśleć, o tym co pozostawiłem po sobie w prawdziwym świecie. Rodziców i paru kolegów. Nieposprzątany pokój i możliwe, że zapalone światło w jadalni. Zabawne. Pomimo że zostałem od tego wszystkiego odseparowany, nie odczuwam wielkiego żalu. Rodzina się nigdy mną specjalnie nie przejmowała. Bardziej robili to znajomi, z którymi grałem całymi dniami. Wszyscy byli wiecznie zajęci w moim domu, więc musiałem się nauczyć, jak żyć samemu.
    Czyżby Diverion Online, miał być dla mnie nową szansą? Szansą na nowe życie? Na poprawienie swoich błędów? Przecież, zmieniłem się, a był to zaledwie jeden dzień. Z nieporadnego dziecka, musiałem stać się odpowiedzialny. Muszę podejmować, często niełatwe decyzje. To ja obiecałem Lotty, że postaram się ją ochronić. Ten świat jest niebezpieczny, ale pozwala mi odkryć w sobie tę stronę, o której zawsze marzyłem.
    Usłyszałem delikatny szelest. Spojrzałem w stronę dźwięku. To tylko Lotty. Dziewczyna uniosła się na łokciu, spoglądając na mnie zaspanymi oczyma. - Śpij. Czuwam nad wami. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością, po czym znów się położyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz