niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 4 - Podróż

    Rozdział 4 – Podróż
    Rozglądałem się spokojnie naokoło. Byliśmy już cały dzień drogi od Miasta początku. Gęsty las dawno temu się skończył, zastąpiony farmami. Było tu pełno pól, z przeróżnymi typami roślin uprawnych. Pojedyncze domy farmerów przewijały się tu i tam. My kierowaliśmy się drogą prowadzącą do dużego miasta, zwanego Kamarion.
    Już wiele razy robiliśmy postoje, podczas naszej trasy. Wiedziałem, że większość graczy już nas musiała wyprzedzić, ale dzięki temu powinniśmy być w przód z doświadczeniem. Udało nam się dobić już szósty poziom. Spojrzałem za siebie, na resztę grupy. Nesti prowadził jakąś rozmowę z Alausem, a Lotty rozglądała się po polach z zachwytem. Ponownie spojrzałem przed siebie. Wiedziałem, że traktują mnie jak przywódcę. I to mnie martwiło. Nie chciałem brać odpowiedzialności za dobro ich wszystkich.
    xxx
    - Wulfy, powiedz no mi, czy sądzisz, że w Kamarionie znajdziemy jakiś sklep cukierniczy? Chciałbym spróbować tutejszych przysmaków! - Zawołał do mnie Nesti. - Daj mi sprawdzić... - Odpowiedziałem spokojnie. Wywołałem konsolę. - Mapa. Pokaż lokację. Kamarion. - Po tych słowach pokazał mi się plan miasta. Było doprawdy duże. - Wyszukaj. Cukiernia. - Liczyłem, że to zadziała i się nie zawiodłem. Mapa zbliżyła się na jednym z budynków. Przyjrzałem się opisowi. - Cukiernia słodycz młodości. Prowadzona przez Marikę. Nawet jest cennik. Zobaczmy... Za eklerki będzie jeden srebrnik. Za ciasto dyniowe trzy. Możesz też zamówić lody czekoladowe. A to już jest dziwne. Poza tym, są tam słodycze na wagę. - Odpowiedziałem mu. - No to przygotujmy pieniądze, bo zamiast do tawerny się napić, idziemy do cukierni! - Zawołał ze śmiechem. Wszyscy mu zawtórowaliśmy. - A ty Alaus masz jakieś plany co do pobytu w mieście? - Zapytałem się chłopaka. Ten zamyślił się, po czym uśmiechnął. -Na pewno postaram się ogarnąć wyposażenie. Poza tym, może uda mi się kupić szkicownik i ołówek. Uwielbiam rysować, jeżeli mam być szczery. - Odpowiedział podekscytowany. - Rozumiem. Sądzę, że jeżeli pójdziesz na targ, to znajdziesz tam dosłownie wszystko. - Stwierdziłem z uśmiechem.
    Przechodziliśmy właśnie obok jednej z wielu chat, gdy zobaczyłem wieśniaka z wykrzyknikiem nad głową. - Mamy zadanie do wykonania. - Powiedziałem do grupy i skierowałem konia w tamtą stronę. Reszta zrobiła to samo. Im byliśmy bliżej, tym łatwiej dało się ujrzeć jego smutek. W pewnej chwili zauważył nas, wstał i ruszył szybkim krokiem. - Pomóżcie mi! Mój syn poszedł się pobawić do lasu i nie wrócił do tej pory! Boję się, że coś się mogło stać! - Zawołał w naszą stronę. - Rozumiem. Pomożemy, tylko powiedz w którą stronę mamy się skierować? - W tej chwili wieśniak pokazał pulchnym palcem na wschód. Już stąd widziałem zarys lasu. - Niedługo wrócimy. Nie bój się, na pewno jest cały i zdrowy. - Zawołał Nesti, a my ruszyliśmy galopem we wskazaną stronę. Pomimo że nie musieliśmy się spieszyć, nie mogliśmy marnować czasu. Chciałem dostać się do miasta przed zmrokiem.
    xxx
    Las był o wiele mniejszy niż ten z początku. Drzewa wyglądały na całkiem młode. Naokoło słyszeliśmy śpiew ptaków. Gdyby nie to, że konie były w galopie, to może i bym docenił te chwilę. Na mapie został zaznaczony punkt nad rzeką, koło kilometra przed nami. - Pamiętajcie, kryjemy się nawzajem. Znając taki typ gry, będziemy mieli do pokonania parę potworów! - Zawołał Alaus. Spojrzałem na Lotty, by się upewnić, że nic jej nie jest. W tej chwili, usłyszałem krzyk Nestiego – Wulf! Uważaj! - Odwróciłem się gwałtownie, tylko po to, by ujrzeć przed sobą stalowy drut rozciągnięty na drzewach. Spróbowałem się wybić z konia do tyłu, by uniknąć większych obrażeń. Pomimo że wyszło mi to niezbyt poradnie, przynajmniej pozwoliło mi na zmniejszenie obrażeń. Drut przejechał mi po ramionach podczas mojego upadku. Reszta zatrzymała się na czas, by nie podzielić mojego losu.
    Poczułem jak powietrze ucieka mi z płuc przy upadku. - Kurwa... kto tu to ustawił.- Wysapałem, próbując wstać. Nagle sam na to wpadłem. Nim zdążyłem o tym powiedzieć do reszty grupy, sześć postaci zeskoczyło z drzew naokoło. - Nawet nie wstawaj głupcze. Jeżeli chcecie ujść z życiem, lepiej rzućcie posłusznie bronie i cały wasz dorobek. - Zawołał najwyraźniej przywódca drużyny. Był lansjerem z rasy ludzi gór. Mierzył koło dwóch metrów, z czego jego masa musiała wynosić przynajmniej sto kilo. Był cholernie barczysty i napakowany. Obok niego stała dziewczyna z rasy ludzi ognia. Zobaczyłem dwa sztylety połyskujące w jej dłoniach. Oprócz tego, znajdywali się tu jeszcze dwaj wojownicy, jeden uzdrowiciel i jeden mistyk. Mieliśmy marne szanse... chociaż i co do tego nie byłem taki pewien. - Co robimy? - Zapytała Lotty z nieskrywanym strachem. Spojrzałem na Nestiego. Ten pokiwał głową, wiedząc co planuję. - Teraz! - Krzyknąłem w stronę mojej grupy. Wybiłem się na nogi, ustawiając topór w pozycji bloku. Alaus naciągnął pierwszą strzałę, wypuszczając ją bez chwili zawahania w stronę mistyka. Ten jęknął trafiony w pierś. Lotty ustawiła się za Nestim, który także ustawił się w pozycji bloku. Lansjer nie czekając na zachętę, ruszył na mnie z krzykiem.
    Był ode mnie o głowę wyższy, ale nie mogłem okazać mu lęku. Opuściłem pozycję bloku, wykonując szybki zamach toporem od dołu. Przeciwnik zablokował atak tarczą, która lekko się ugięła pod siłą uderzenia, po czym wyprowadził szybką kontrę. Zbiłem toporem jego cios, przez co lanca wbiła się z impaktem w ziemię. Złapałem lewą ręką za tarczę mężczyzny, gwałtownie ciągnąc ją w swoją stronę. Była trójkątna, zrobiona z drewna i całkiem spora, ale nie stawiła mi większego oporu. Gdy lansjer nie mogąc wyrwać broni z ziemi, został pociągnięty stracił naglę równowagę. Wykorzystałem tą chwilę, odsuwając się od niego na metr i wykonując uderzenie topora. Weszło idealnie w jego rękę, odcinając ją od reszty ciała.
    Kończyna, która jeszcze przed chwilą trzymała tarczę, leżała teraz przykryta nią. Z jego kamiennej rany wylatywała szara ciesz. Mężczyzna dosłownie zapłakał z bólu jak małe dziecko, padając na kolana i patrząc na swoją utraconą rękę. Stracił czterdzieści procent życia, z czego szok powinien go wykluczyć z walki na następne parę minut. Odwróciłem się do moich towarzyszy.
    Alaus właśnie wypuścił kolejną strzałę, która powaliła mistyka na ziemię. Był nieprzytomny. Obok niego leżeli już dwaj wojownicy, także niezdolni do walki. Uzdrowiciel poddał się sam. Przeliczyłem szybko ilość przeciwników i zauważyłem brak jednej osoby. Nagle usłyszałem krótki krzyk Lotty. Spojrzałem w jej stronę. Skrytobójczyni stała za dziewczyną, trzymając oba noże przy jej gardle. - No to co, poddacie się bez walki, czy wasza dziewczynka ma umrzeć? - Zapytała się z pogardą w głosie. Alaus i Nesti rzucili bronie bez słowa. Ja przyglądałem się diablicy z wściekłością. Nagle wpadłem na coś. Ryzykownego. Lekko myślnego. Podniosłem topór, po czym przystawiłem do głowy lansjera, który płacząc jak małe dziecko próbował przyczepić rękę z powrotem do reszty ciała. - A ty jesteś gotowa poświęcić swoje małe kochanie? Myślisz, że nie wiem co was łączy? To jest wręcz oczywiste. Mąż i żona. Takie słodkie... takie żałosne. Twój mały żołnierzyk pożegna się zaraz nie tylko z ręką, ale i z głową, jeżeli nie puścisz dziewczyny. - Powiedziałem z głosem wypełnionym szyderstwem. Zobaczyłem przerażenie w oczach kobiety. Trafiłem. Trafiłem idealnie. Zobaczyłem, że jej noże zadrżały. Przyglądała się mi, nie wiedząc co zrobić. Powoli zaczęła odsuwać sztylety od Lotty. W tej chwili, Nesti rzucił się na nią, łapiąc ją za dłonie w stalowym uścisku. Ta nie stawiała najmniejszego oporu. - Zrobiłam co chciałeś... teraz go puść. - Powiedziała, patrząc z taką samą nienawiścią na mnie, z jaką ja patrzyłem przed chwilą na nią. Powoli opuściłem topór.
    I nagle wściekłość wzięła nade mną górę. Nie byłem w stanie obronić Lotty. Wolałem zająć się jakimś dużym dzieckiem, niż jej ochroną. Poderwałem gwałtownie topór, wykonując zamach. Usłyszałem żałosny krzyk kobiety, która momentalnie zaczęła płakać. Poczułem jak coś podtacza się do mojej nogi. Spojrzałem w puste oczy, które patrzyły na mnie teraz bez żadnej emocji z zaskoczeniem w oczach. - Jaka szkoda... - Moje słowa okazywały brak emocji. Ruszyłem dalej, zostawiając pozbawione głowy ciało za sobą.
    Lament suki, która groziła mojej podopiecznej był teraz dla mnie jak muzyka dla uszu. Nesti i Alaus patrzyli z niedowierzaniem na to co się stało. Lotty była przerażona. Stanąłem obok trójki nieprzytomnych ludzi. - A z tymi co zrobimy... czyżby jacyś wasi wspólni przyjaciele..? - Odwróciłem się w stronę zrozpaczonej kobiety, z szyderczym śmiechem. Łzy zalewały jej całą twarz. Wykonałem jedno uderzenie, zabierając pozostałe piętnaście procent życia, jednego z wojowników. Wykonałem kolejny zamach i zostawiłem kolejne ciało, które teraz było tylko przechowalnią dla przedmiotów. Zostały jeszcze trzy osoby. Byłem katem. Zabijałem tych, co chcieli zabić mnie i przyjaciół. Byłem aniołem zemsty. Nie byłem sobą. Byłem tym, kogo chciałem się pozbyć. Kolejne uderzenie i kolejne ciało bez duszy. Nagle poczułem ostre szarpnięcie. Ktoś mnie podniósł i z całej siły rzucił na drzewo obok. - WULF! Uspokój się! Do kurwy nędzy, uspokój się! - Krzyczał na mnie Nesti. Spojrzałem na niego pustymi oczyma. Widziałem w jego twarzy trwogę. Spojrzałem na swój topór pokryty ludzką krwią. Zaczęło do mnie docierać, co tu się właśnie stało. Otworzyłem szeroko oczy. Puściłem topór odsuwając się od niego z odrazą. Zabiłem ludzi... Ja... ktoś, kto bał się nawet zbliżyć do walki między dwoma osobami w prawdziwym świecie, właśnie pozbawiłem życia cztery osoby. Zniszczyłem psychicznie jedną. Myślałem o sobie, jako o bohaterze, zamiast tego, sam stałem się jednym z tych zwyrodnialców. - Ja... co ja zrobiłem... mój boże... Nesti... ja nie chciałem! Ja naprawdę nie chciałem! To... to nie byłem ja! Mówię ci! To naprawdę nie byłem ja! - Krzyczałem w stronę przyjaciela, zalewając się łzami. Ręce mi się trzęsły. Nie mogłem do siebie przyjąć tego, co tu się stało. Nagle poczułem jak Nesti mnie przytula. - Wiem to dobrze Wulfy. Uspokój się. Mamy ważniejsze rzeczy do roboty. Po prostu zbierajmy się stąd. - Powiedział w moją stronę, pomagając mi wstać. Ledwo trzymając się na nogach, ruszyłem w stronę swojego konia, podpierając się o ramię przyjaciela. Alaus pomógł Lotty wsiąść na konia. Dziewczyna była przygnębiona. Ponura. Wiedziałem, że widzi we mnie teraz większego potwora, niż w tych co nam grozili. Usadowiłem się w siodle, opuszczając głowę. Łzy ciekły mi bez przerwy po policzkach. Moim ciałem wstrząsały emocje raz po raz. Nie mogłem nawet spojrzeć na dłonie, których przed chwilą użyłem, do pozbawienia kogoś życia. Nie poczułem nawet, gdy Nesti pokierował moim koniem za swoim. W pewnym momencie straciłem po prostu poczucie czasu, przyglądając się pustym wzrokiem w mojego konia.
    Xxx
    Po paru godzinach rozbiliśmy obóz. Nesti zadecydował, że dzisiaj już dalej nie idziemy. Nawet go nie słuchałem. Robiłem posłusznie wszystko, o co mnie prosił, nie odzywając się ani słowem. Nie umiałbym nawet. Byłem wypruty z emocji. Nie miałem sił myśleć o tym, co teraz czuję. W głowie dalej widziałem twarze tych, których pozbawiłem życia. Nie starałem się wtedy nawet pomyśleć o tym, że to są prawdziwi ludzie. Chciałem ich potraktować jak zwykłe potwory. Może i zachowywali się jak one, ale byli żywi. Z naciskiem na słowo byli. Lotty tak samo jak ja, przez cały czas od tamtego zdarzenia nie odezwała się. Żałowałem tego co zrobiłem. Najbardziej, ze względu na nią. Może i uratowałem w ten sposób paru ludzi, przed utratą ekwipunku, ale to nie dawało mi prawa, by kogokolwiek pozbawiać życia.
    Alaus, podaj to Wulferiemu. Musi coś jeść. - Powiedział Nesti do łucznika, podając mu miskę z paciają. Ten wstał i ruszył w moją stronę. Przyglądałem się temu z pustym wzrokiem. - Zjedz. Musisz mieć siły przed jutrem. - W jego głosie nie słyszałem żadnej pogardy. Sądziłem, że każdy będzie teraz czuł albo strach, albo trwogę wobec mnie. Przecież, to by była najnaturalniejsza reakcja. - Nie przejmuj się tak. To co się stało, było tylko i wyłącznie ich winą. Ty broniłeś nas. Broniłeś Lotty. Kto wie, czy skrytobójczyni by po prostu nie zaatakowała jej, gdybyś nie zrobił tego. - Nie wiedziałem, czy chce mnie pocieszyć, czy tak sądzi. Ale dał mi przynajmniej jakiś punkt, do przemyślenia.
    - W tym świecie niestety teraz panuje zasada. Albo my, albo oni. - Powiedział głośno Nesti, wstając od ogniska. - I ty to wiesz najlepiej Wulfy. Przecież, nikt inny oprócz ciebie, nie zna się tak dobrze na działaniu tych gier. Wiesz, że albo ty zareagujesz, albo ktoś inny zginie. Przynajmniej zrobiłeś coś, co pozwoliło dziesiątkom innych graczy przeżyć. Pamiętaj. - Powiedział w moją stronę. Wysiliłem się na odpowiedź. - Tak... tyle, że ja taki nie jestem. W tamtym świecie... w prawdziwym świecie, nigdy bym nikogo nie zranił. I ty to dobrze wiesz. Ten świat nas zmienia. Tylko dlaczego mnie musiał zmienić na gorsze? - Zapytałem się słabym ochrypłym głosem. - Kto mówi, że na gorsze? Uratowałeś nas. Wszystkich. Gdybyś wtedy nie był z nami, zapewne byśmy zostali pozbawieni ekwipunku. A wiesz z czym to się wiąże, w takim momencie gry. Pewną śmiercią. - Powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu. - Zjedz i odpocznij. Przed jutrem musisz dobrze wyglądać, bo nie pójdę z takim wrakiem do cukierni. Zepsułbyś mi tylko ochotę na słodycze! - Powiedział z uśmiechem na ustach. Wysiliłem się na odpowiedzenie mu tym samym i zabraniu się za potrawkę. Nie zważałem już nawet na smak. Czułem jak jej gorąc rozlewa się powoli po mnie, lekko poprawiając humor. Zacząłem zastanawiać się o tym, co mi powiedzieli. Mieli rację i starałem się to do siebie wpoić. Było to oczywiste. Rozmyślałem tak przez pewien czas, nawet nie zauważając, kiedy zasnąłem.

xxx

Śnił mi się dom. Dokładnie taki, jak zostawiłem. Zszedłem na dół do jadalni, rozglądając się za rodzicami. Gdy ich nie zauważyłem, po prostu wzruszyłem ramionami, idąc do kuchni i otwierając lodówkę. Przeszukałem ją, znajdując jakiś tani jogurt. Wziąłem go ze sobą i ruszyłem do ogródka. Otworzyłem drzwi prowadzące na zewnątrz, po czym usadowiłem się na pierwszym lepszym krześle znajdującym się na tarasie. Wszystko wydawało się dokładnie takim, jakie je zapamiętałem. Nagle usłyszałem kroki. Spojrzałem na drzwi od tarasu, licząc, że zaraz ujrzę mamę. Zawsze przychodziła do mnie, besztając, że wychodzę na taras i zostawiam po sobie śmieci. To, kogo ujrzałem było jednak zupełnie inne. Stanął w nich bandyta. Ten lansjer. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem. - Powiedz mi... dlaczego mi to zrobiłeś? W prawdziwym świecie, byłem przykładnym człowiekiem. Zajmowałem się moją żoną najlepiej jak umiałem. Chciałem założyć rodzinę... ja chciałem ją tylko bronić. Nie chciałem nikomu wyrządzić krzywdy. Po prostu trzymałem moją ukochaną bezpiecznie... - Patrzyłem na niego przerażony. Łzy napływały mi do oczu. - Ja nie chciałem... ale tak samo jak ty, obiecałem tamtej dziewczynie, że będę ją chronił! Nie wybaczyłbym sobie, gdyby stała jej się krzywda! - Odpowiedziałem mu, powstrzymując się od płaczu. - Rozumiem... W takim razie się nie przejmuj chłopcze. Nie wyrządziłeś krzywdy mojej ukochanej. Dziękuje ci za to. - Po tych słowach rozpłynął się, tak samo jak mój sen.

xxx


Szybko usiadłem na posłaniu, zlany potem, odczuwając tylko przerażenie. Rozglądnąłem się naokoło. Wszyscy spali. Serce waliło jak oszalałe. Łzy mi napływały do oczu, chociaż starałem się nie dać ponieść emocjom. Skryłem twarz w dłoniach, nie mogąc się powstrzymać. Całe moje ciało wstrząsało się raz po raz. Łzy ściekały po dłoniach. Chciałem to z siebie wyrzucić. Poczułem jak ktoś siada obok mnie. Spojrzałem na tą osobę. Lotty przyglądała mi się z delikatnym uśmiechem. - Przyśnił mi się... i mi wybaczył. Wybaczył za to, że pozbawiłem go życia... Nie rozumiem dlaczego. - Powiedziałem, starając się opanować głos. - Tak jak sam mówiłeś... Ta gra zmienia ludzi. Ale nie zmieni faktu, że ludzką rzeczą jest przebaczać. - Odpowiedziała mi łagodnie. - Przepraszam cię Lotty... nie chciałem tego zrobić... nie chciałem, żebyś widziała we mnie potwora. - Powiedziałem z żalem. - Ale kto ci takich bzdur nagadał? Przestraszyłam się. Ale zrobiłeś to dla naszego wspólnego dobra. I za to chciałam ci podziękować. - Powiedziała, wtulając się nagle we mnie. - Poza tym, nie mogłam zasnąć. Przeszkodzi ci, jeżeli się obok ciebie położę? - Zapytała się z uśmiechem. - Ani trochę... - Odpowiedziałem, uspokojony. Byłem jej naprawdę wdzięczny. Pomimo że słowa Nestiego i Alausa dały mi do myślenia, potrzebowałem właśnie tego. Niczego innego. Położyłem się, już uspokojony. Diverion Online. Kraina, która ma obudzić w nas, prawdziwe ja. Moje jeszcze się nie ukazało. Na razie pokazałem tylko to, kim stać się nie chciałem. Obiecuję, że będę bronił innych. Nie podniosę broni przeciwko innemu człowiekowi, dopóki on sam nie będzie chciał skrzywdzić niewinnego. Nie mi, dane jest decydować kto ma, a kto nie ma żyć. Muszę się przygotować przed jutrem. Nie wiem, czego się więcej powinienem spodziewać po tej krainie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz